Green Velo to trasa rowerowa promująca zakątki wschodniej Polski. Ciągnie się od Elbląga przez Suwalszczyznę, Podlasie, Lubelszczyznę do Przemyśla, po czym skręca na północny zachód, by mijając Rzeszów, Łańcut, Sandomierz i Kielce dotrzeć do Końskich.

Gamarjoba, barev dzez, merahaba, yassas! Czyli „cześć” w wydaniu gruzińskim, ormiańskim, tureckim i greckim, towarzyszyły mi i Mickaëlowi przez trzy i pół miesiąca naszej podróży fatbikami. Wymieniliśmy zwykłe górale na szerokie opony. Przemierzyliśmy setki kilometrów głównie plażami, pagórkami, półpustyniami i łąkami, często z dala od dróg asfaltowych, spalin samochodów i zgiełku cywilizacji. Zapraszamy w podróż po Kaukazie, Anatolii i wybrzeżach Morza Śródziemnego!

Połączenie aktywności fizycznej, zwiedzania, poznawania walorów Polski i odkrywania piękna kraju – to wszystko znajdziemy na szlakach rowerowych. W każdym regionie znajdują się warte uwagi odcinki, które można pokonać rowerem – niezależnie od tego, czy jest się profesjonalistą, amatorem, czy podróżuje się samotnie, z przyjaciółmi lub rodziną.

„Było ciepłe lato, choć…”, nie, zupełnie nie było tak, jak w pewnej znanej piosence o Agnieszce i wcale nie padało. Właściwie to było bardzo gorące lato i wcale nie padało. I to właśnie ta aura natchnęła nas pomysłem na przejażdżkę rowerową. Bo jeśli ciągle żar (zamiast wody) leje się z nieba to, o czym myśli przeciętny człowiek ? Tak. Oczywiście o wodzie. I za wodą postanowiliśmy podążać. Za dużą wodą…, czyli dążyć do morza. Tak powstał projekt „Może by nad MORZE…?”.

Pomysł objechania Polski dookoła było jednym z kilku rowerowych marzeń. Jazda rowerem to sposób podróżowania, który najbardziej preferuję. Bo rower to wolność.

Wschodni Szlak Rowerowy Green Velo to idealna propozycja na przyszłe wakacje. Najdłuższa w Polsce trasa rowerowa, biegnąca przez pięć województw Polski Wschodniej, bezpieczna, ciekawa i pełna nieodkrytych atrakcji już kusi rowerzystów.

Wyjazd nad jezioro GARDA we Włoszech do okazja na wypoczynek dla całej rodziny bo miejsce to tętni różnokolorowym wachlarzem możliwości począwszy od kitesurfingu poprzez windsurfing i nurkowanie a na wspinaczkach górskich skończywszy.

Zapraszamy do nadsyłania propozycji prezentacji z wypraw, które mogłyby zaistnieć przed publicznością 30 listopada we wrocławskim kinie Nowe Horyzonty.

Rusza akcja promocyjna projektu „Zielona siódemka”, koordynowanego przez stowarzyszenie Zdrowy Rower. W najbliższy czwartek organizatorzy ruszają w trasę – w drodze do Trójmiasta będą promować zielony szlak, rozdawać mapy i broszury informacyjne. Zainteresowani przyłączeniem się – mile widziani!

Wyprawa w Główny Szlak Podkarpacki zaczął… jaki? Podkarpacki? A cóż to takiego? Rozumiem Beskidzki, nazywany też Karpackim, ale Podkarpacki? Przecież taki twór nie istnieje!

Gdzieś w Polsce, każdego dnia pada stwierdzenie: – Że co? Ja nie dam rady? No to patrz! I się dzieje. Podobnie było, gdy padło pytanie czy da się pokonać trasę Kraków – Częstochowa na rowerze w dwa dni? Zdania były podzielone. Czy da się to zrobić bez przygotowania? – Nie ma opcji! – No to patrz!

Z dużym zainteresowaniem przeczytałem informację prasową, że władze warszawskiej dzielnicy Wawer konsekwentnie realizując politykę popularyzacji kolarstwa na swoich terenach, zrobiły krok naprzód i wyznaczyły pierwszy w okolicach Warszawy szlak MTB, dedykowany dla rowerów górskich. Wiele już było dyskusji na temat czy jazdę na owerze z szerokimi oponami na Mazowszu można w ogóle nazywać MTB – tu nie będziemy rozstrzygać tych kwestii. I od razu zaprzeczę, że w warszawskim Wawrze wypiętrzyły się nagle góry porównywalne z Beskidami lub Bieszczadami. Ale jak się można przekonać, do przygotowania solidnej trasy terenowej nadają się także podwarszawskie pagórkowate tereny.

Stolica Łotwy Ryga i pobliski kurort Jūrmala okazały się wspaniałymi miejscami na kilkudniowy pobyt. Z grupą przyjaciółmi spędzamy tam „długi” kwietniowo – majowy weekend.

Jechali z Tyńca a celem była Portugalia.

Wstałem rano, spakowałem się i ruszyłem w trasę. Na trasę wziąłem 2 wody i czekoladę. Później okazało się że to był dobry pomysł bo czekolada trochę dodała energii. Od Piły do Złotowa cały czas wiał mocny wiatr i padał śnieg( tempo ok.15 na godzinę maks na więcej nie pozwalała pogoda ).Jak się jechało to czasem czułem się jak na śnieżnej pustyni na asfalcie pomykały wydmy ze śniegu.

W grudniu 2006 roku, nieistniejące już wrocławskie kino Lalka, było miejscem Spotkań Podróżników, które zorganizował Młodzieżowy Dom Kultury Śródmieście.

Jesteśmy na wysokości 2040 m – Mangartsko Sedlo. Przed nami Mangrt – 2678 m piękny, nagi, majestatyczny szczyt. Zmęczenie nie pozwala na początku wyrazić jak każdy z nas się czuje lub co czuje. Dopiero po chwili wszyscy przyznają, że warto było się tu wspinać. Każdy z nas przeżył ten kończący się już dzień na własny sposób choć smak potu jak i wody z niezliczonych górskich potoków spadających z impetem w dół były dla wszystkich takie same.

Po przygotowaniu przyczepki i roweru wyruszyłem w drogę. W Pile spotykałem trochę ludzi idących na dyskotekę.Wyjazd z miasta długo nie trwał. Za Piła zaczynają się pierwsze duże górki (koło Ujścia i Chodzieży) rozpędzam się z przyczepką nawet do 50km/h, ale za to pod górkę 10km na godzinę.

Jeden z nas, Rafał założył się że w wakacje wjedzie w określonym czasie 2,5 h na Mont Ventoux ( było to jeszcze w 2011 roku …. Nikt nie myślał o ściganiu się ). Niestety paskudny wypadek na MTB Mazovia w Olsztynie (kilkadziesiąt metrów przed metą Rafał złamał obojczyk) pokrzyżował mu plany. Kilka tygodni później zrodził się pomysł aby wspólnie wyjechać do Francji i pokonać jeden z najtrudniejszych podjazdów Tour de France, mekkę kolarzy zwaną Łysą Górą czyli wspomniane wcześniej Mont Ventoux.

Budzimy się na Cabo da Roca o świcie by móc podziwiać przylądek skąpany wschodzącym słońcem. Kilka pamiątkowych zdjęć i zakup pocztówek, ostatnie spojrzenia na ocean i monument symbolizujący najdalej na zachód wysunięty skrawek europejskiego kontynentu i wyruszamy w dalszą drogę, z satysfakcja opuszczając cel naszej 50 dniowej podróży.

W ulewny wieczór 4 lipca 2011r. zebraliśmy się o 20.00 pod domem Grechuta. Zapakowaliśmy się i w strugach deszczu wyruszyliśmy w drogę na południe. Na Bałkany. W nieznane.

Na nocleg wybraliśmy market, więc już z samego rana obudziły nas zraszacze, ale to w niczym nie przeszkadzało bo i tak chcieliśmy wcześnie wyjechać. Trasa wiodąca wzdłuż portugalskiego wybrzeża w przeciwieństwie do hiszpańskiego jest dość mało górzysta dlatego jedzie nam się przyjemnie i dość szybko.

Dojeżdżamy do Zurichu – miasta pełnego przepychu i cen równie wysokich jak otaczające go Alpy. Miasto po ulicach których poruszają się prawie wyłącznie samochody luksusowych marek. Jest to stolica światowej finansiery, więc nie ma za wiele do zobaczenia (pomijając luksusowe sklepy). A jeśli już mowa o pieniądzach… zapewne wiele osób ciekawi skąd jako symbol Szwajcarii litery „CH” – nie pochodzi to przecież od angielskiego Switzerland, ani niemieckiego Schweiz, którym posługuje się blisko 80% szwajcarskiego społeczeństwa.

Postanawiamy zwiedzać wszystkie zamki jakie będą na naszej drodze, jednak jak się później okazało przeceniliśmy swoje możliwości, w końcu czas nie jest z gumy.

Opuszczamy Lambach żegnając się z Bratem Eliaszem. Dzień mija nam na poznawaniu uroków Austrii – nasza trasa wiedzie wzdłuż Attersee jednego z największych jezior na naszej trasie.

Co jest niezbędne, by zrealizować marzenie tlące się w głowie - pragnienie ruszenia w nieznane na pierwszą w życiu rowerową wyprawę? Tak naprawdę niewiele ponad to, co zmieści się w małym plecaku albo w prowizorycznej choćby sakwie. Środek transportu na początek też nie musi być szczególnie wyrafinowany. Pamiętaj - nie zasobność portfela decyduje o tym, na ile Cię stać, ale wewnętrzna potrzeba poznania świata. A gdy już połkniesz haczyk i zapragniesz podróżować coraz więcej i dalej prowizorka może nie wystarczyć. Korzystając z praktyki najbardziej doświadczonych polskich podróżników rowerowych przygotowaliśmy szereg praktycznych wskazówek, które pomogą złożyć prawdziwy rower wyprawowy.

Już na początku dnia odchodzimy od założonego planu aby odwiedzić klasztor Benedyktynów w Altenburgu. Mimo, że klasztor nie jest mały jest bardzo zadbany i stanowi wspaniałe miejsce do krótkiego odpoczynku.

Skierowaliśmy się do Stramberku, gdzie mieliśmy okazję skosztować lokalnych specjałów – „stramberskie uszy”, czyli podpłomyki z korzennego ciasta, których woń dało się czuć w całym Starym Mieście.

Nadszedł wreszcie upragniony przez nas dzień, na który czekaliśmy cały rok. Właśnie dziś spod klasztoru oo. Benedyktynów w Tyńcu wyruszyliśmy zdobywać zachodni kraniec Europy – przylądek Cabo de Roca w Portugalii.

Od niektórych wydarzeń - szczególnie tych traumatycznych i bolesnych - musi upłynąć dużo czasu. Przynajmniej rok. Po tym okresie jest szansa na przełamanie psychicznej bariery aby dało się o nich pisać i opowiadać. Bez łez w oczach i suchości w gardle. Tak jest i w tym przypadku.



Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /home/bikeboard/domains/bikeboard.pl/public_html/smarty/plugins/function.x_paginator.php on line 35

Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /home/bikeboard/domains/bikeboard.pl/public_html/smarty/plugins/function.x_paginator.php on line 35
Aktualny numer

Piszemy m.in.

    Piszemy m.in. o:
  • lekkie koła do maratonu
  • Road Tour 2019
  • Andy - Apu Wamani
  • testujemy: Fulle XC, Ghost Kato 3.9 AL, KTM X-Strada 20, Trek Madone SLR 9 Disc eTap,Merida Silex 200, Scott Ransom 920