Dobrą wyprawę przygotowuje się jak wykwintny obiad. Wiecie jak to się robi? Wystarczy w zadek pieczonego kurczaka wetknąć piórko i zacznie smakować jak bażant. Do Helu, gdzie rozpoczyna się podróż, można dojechać pociągiem. Ale jeśli ma być naprawdę wakacyjnie (czyli z piórkiem), to podziękujcie kolejarzom w Trójmieście i przesiądźcie się na statek. Zacząć wyprawę pod gdańskim żurawiem to jest coś! Skwer Kościuszki w Gdyni jest mniej romantyczny, ale za to tańszy. Co więcej, można tu trafić na rejs "prywatnej" linii do Jastarni. W tym wypadku jest szansa na przewiezienie rowerów za darmo. Armatorowi odwdzięczyć się możecie np. kupując na pokładzie piwko albo dwa. No, w każdym razie tak to można sobie wytłumaczyć. Zabrzmi to jak bluźnierstwo, ale nie ma znaczenia czy wsiądziecie na rower w Helu, czy w Jastarni. Te dwa miasteczka dzieli 12 kilometrów asfaltu. Alternatywa nie istnieje, bo na wąskim półwyspie mieści się tylko jedna droga. Bardzo przyjemna, z widokiem na malutkie żagielki sunące po Zatoce Puckiej. Ale latem jest niestety bardzo zatłoczona samochodami. Koniecznie zwolnijcie przejeżdżając przez Jastarnię, spróbujcie wciągnąć w płuca zapach ryb w porcie i odnaleźć wzrokiem prawdziwe rybackie chaty. No i przed Władysławowem są Chałupy... Welcome To! We Władku szybka rybka, może wizyta na wieży domu rybaka. Widać z niej to co już było i dopiero będzie. Przylądek Rozewie. Trzeba tu zajechać do słynnej latarni, która straciła ostatnio nieco swojego romantyzmu. Po pomiarach satelitarnych okazało się, że najdalej wysuniętym na północ punktem w Polsce jest urwisko klifu w Jastrzębiej Górze, 2 km dalej. Mimo umocnień, morze co roku zabiera stąd kawałek wysokiego brzegu, więc sytuacja może się jeszcze zmienić. Warto się tutaj zatrzymać na nocleg, bo drugą atrakcją jest zachód słońca oglądany z wysokości 33 m n.p.m. Kolejny etap to asfaltowa droga do Karwi. Jeszcze niedawno stało tu tylko kilka rybackich domów. Teraz to już kurort pełen koszmarnych pensjonatów, ale to nie zmienia faktu, że plaża jest przepiękna. Prawie płaska, bardzo spokojna. Taka jak trzeba. Tu zaczyna się też droga, którą wam już chwaliłem. W miejscu, gdzie szosa odbija w lewo, obok ogródka, w którym "rosną" przedmioty wyrzucone przez morze, trzeba pojechać prosto. Leśnym, czasami grząskim duktem do potwornie zatłoczonych Dębek. Tutaj do Bałtyku wpada Piaśnica. I to ona nadaje temu miejscu szczególnego uroku, który przyciąga latem chyba z pół Warszawy. Za mostkiem nad rzeczką jedziemy już tylko piaszczystą ścieżką w sosnowym lesie podszytym jagodami. Tutaj możecie się bez żenady poopalać i wykąpać w morzu na golasa. O ile kogoś w ogóle spotkacie, to i tak się nie zdziwi. Chyba że nie jesteście do takich widoków przyzwyczajeni. Wtedy tak...
Białogóra wita małą stadniną koni. Trochę tu sennie i przede wszystkim znacznie mniej turystów. Lasy nad morzem pachną szczególnie intensywnie, a ten, do którego teraz wjeżdżamy, jest najbardziej wonny ze wszystkich. Naprawdę. Kolejny przystanek to sąsiadujące ze sobą Lubiatowo i Kopalino. To chyba najspokojniejsze wioseczki na całym Wybrzeżu, a wyjeżdżając z Kopalina, w domowej knajpce dostaniecie najlepsze na świecie śledzie w śmietanie po kaszubsku. I niech to starczy za całą reklamę. Do Stilo stąd około 8 km, tradycyjnie na zachód. Droga będzie ciężka, ale urokliwa jak żadna dotąd. Z prawej atakują ją osypujące się wydmy, z lewej grząskie torfowiska i zarośnięty trzcinami Kanał Biebrowski. Rechot żab, śpiew ptaków i wszechobecny szelest aż oszałamiają. Koła się zapadają, rower idzie ciężko, i kiedy przychodzi moment zwątpienia, pojawia się białe od lilii jeziorko!