Z nurtem rzeki i historii
Krystalicznie czysta rzeczka meandruje w otulinie lasów przepełnionych aromatem żywicy. Ten niepozorny ciek wodny zwany Piławą nie mógł stanowić istotnej zapory naturalnej dla ewentualnego wroga. W celu dodatkowego zabezpieczenia tego odcinka wybudowano na rzece trzy zapory, które miały w razie zagrożenia spiętrzyć jej wody i utworzyć szerokie, trudno dostępne rozlewiska. Skutkiem jednej z nich, funkcjonującej do dzisiaj, są prześliczne Zalewy Nadarzyckie. Ten olbrzymi, stworzony przez Niemców w celach fortyfikacyjnych hydro-rezerwuar składa się z dziesiątek oczek wodnych i jezior z niezliczonymi zatokami. To prawdziwe eldorado dla wszystkich, którzy lubią wypoczywać na łonie natury w aktywny sposób. Jeżdżąc między zalewami kilkakrotnie zdarza się, że leśna droga czy ścieżka doprowadza nas na skraj półwyspu, skąd można już tylko zawrócić. Jedno z takich miejsc urzeka nas szczególnie i zgodnie przyznajemy, że dalej nie jedziemy. Aby być jak najbliżej obłędnego czaru przyrody, która nas otacza, kładziemy się spać pod otwartym niebem. Budząca się z zimowego letargu natura emanuje życiem, co objawia się milionami nocnych odgłosów dobiegających z każdej strony. Najbardziej skuteczne są żaby, które słychać chyba na 100 km. Zasypiamy kołysani w najlepszym stylu - muzyką lasu i wody. Ale rano jest jeszcze lepiej. Zamiast przeraźliwego „pi...pi...pi...” w moim przestarzałym telefonie, ze snu delikatnie wybudza nas przepiękna polifonia w postaci klangoru żurawi. Tajemnicze ptasie okrzyki niosą się po sosnowej puszczy niczym w pudle rezonansowym gitary. Trudno to oddać stukając w klawiaturę. Oj, tak to ja mogę wstawać nawet o 5 rano! Odcinek rzeki miedzy jeziorem Pile a Nadarzycami i dalej na południe jest wręcz naszpikowany różnego rodzaju budowlami z betonu i stali, które wyrastają na zachodnim brzegu niczym grzyby po deszczu. Największy spośród bunkrów w tej okolicy to dwukondygnacyjny schron nadarzycki o długości ok. 18 m i szerokości 15 m. Ten najeżony umocnieniami i przeszkodami naturalnymi fragment spełnił swoją rolę i machina wojenna, mająca na celu pokonanie III Rzeszy, wyszczerbiła tu sobie kilka zębów. Poległo wielu polskich i radzieckich żołnierzy. To niesamowite, że poszukiwacze militariów do dziś natraiają tu na niepochowane, przykryte jedynie mchem lub cienką warstwą ziemi szkielety poległych. Ignorujemy jednak większą część tutejszych atrakcji powojennych, bo korci nas aby zobaczyć miasteczko, którego dawniej próżno było szukać na mapach. Borne Sulinowo to miejsce osobliwe i pod każdym względem fascynujące. Najciekawszym wątkiem jest jego niemiecko-rosyjsko-polska przeszłość. Gdy tu zawitasz, koniecznie odwiedź Muzeum Militarno-Etnograficzne prowadzone przez wielkiego pasjonata - pana Michalaka. O miasteczku pisałem już przy okazji artykułu pt. Śladami gąsienic, który ukazał się na łamach bikeBoardu (#4/2007), nie ma więc sensu się powtarzać. Zresztą na północ od Bornego zaczynają się kolejne niespodzianki, umiejscowione w malowniczej scenerii Pojezierza Drawskiego więc czas ruszać dalej. Omijając od wschodu jezioro Pile zmierzamy w stronę Śmiadowa, gdzie na pobliskiej górze znajduje się potężna grupa warowna. Sześć bunkrów mających bronić tego odcinka zostało połączonych podziemnym korytarzem. Przestrzeń między jeziorami Pile i Ciemino należała do najlepiej umocnionych fragmentów Wału Pomorskiego. Kierując się za zachodni brzeg Ciemina odkrywamy kapitalną ścieżkę, która prowadzi dokładnie do kolejnych gniazd oporu...

Pojezierze Drawskie
Dalsza trasa naszej wycieczki powinna prowadzić przez Szczecinek, Biały Bór, Polanów aż do Darłówka - tak, jak wiedzie linia omawianych umocnień. Warto podążyć tym tropem, gdyż w trakcie towarzyszyć nam będą prześliczne śródleśne jeziora, a charakter terenu stanie się jeszcze
bardziej pofałdowany niż dotychczas. W lasach koło Żydowa wzniesienia osiągają pułap 238 m n.p.m. Cały pas tej części Pomorza przypomina widoczki znane z Kaszub czy Suwalszczyzny. Jako że wspomniany wyżej odcinek objeździliśmy już wcześniej i dobrze go znamy, postanawiamy odbić w kierunku mniej przez nas objeżdżonych okolic Połczyna-Zdroju. Początkowo utrzymujemy kierunek na Czaplinek, co pozwala przebywać w towarzystwie największych w tym rejonie jezior. Ich koncentracja jest imponująca. Gdy jedno się kończy, zaczyna się drugie... A każde czyste i zdatne do kąpieli! Natura zatroszczyła się, aby było tu co robić. Wypoczynek nad wodą: spokój, pełny relaks i absolutny brak tłoku. Cieszy fakt, że ruch na tutejszych szosach jest stosunkowo niewielki, pomimo tego i tak staramy się wybierać trakty szutrowe - leśne i polne dróżki. Pofałdowane tereny oraz gęsta sieć szlaków zachęcają do dalekich eskapad. Cały obszar tej krainy jest silnie zróżnicowany hipsometrycznie, najwyższe wzniesienie w Czarnkowie wznosi się
223 m n.p.m. - bardzo często z dna doliny do szczytu wzniesienia trzeba wypedałować przeszło 70 m różnicy. W Starym Drawsku docieramy do brzegów największego tu jeziora (i zarazem drugiego pod względem głębokości w kraju). Witają nas ruiny zamku jonitów „Drahim”, spoglądające na rozległe wody Drawska. Jest tak wiele szlaków turystycznych biegnących stąd do Połczyna, że przez moment nie wiemy, który wariant wybrać. Okolice znanego uzdrowiskowego miasta od razu podpasowują się naszym gustom. Przecudny jest Rezerwat Krajobrazowy „Dolina 5-ciu jezior”. W całym Drawieńskim Parku Krajobrazowym, na terenie którego właśnie się znajdujemy, nie ma miejsca, w którym rower górski nie miałby co robić. Góra - dół..., góra - dół... pełna dynamika jazdy. Szczególnie szybkie zjazdy serwują zbocza moren schodzących do jezior rynnowych. Ale mnie najbardziej cieszy jazda w wąwozach, które nikną w cieniu dostojnej pomorskiej buczyny. Czasami dnem płynie strumyk szepcząc coś po cichutku. Okolica jest czysta, zupełnie nie tknięta przez przemysł, słabo zaludniona. Tak się nam tu podoba, że postanawiamy przenocować, by nazajutrz uszczknąć coś jeszcze z tej sielankowej scenerii. Taka jest właśnie Szwajcaria Połczyńska. Podróż kończymy w Kołobrzegu. Aż żal wracać do cywilizacji. Kilka dni rowerowej eksploracji Pomorza Zachodniego zupełnie odzwyczaiło nas od jazgotu samochodów i zapachu spalin. Przyszła nam smutna refleksja do głowy, że niewiele jest już w Polsce tak rozległych, czystych enklaw przyrody, gdzie w każdym jeziorze można się bezpiecznie wykąpać, a lasy ciągną się niemal bez końca. Tak wielu turystów śpieszących latem nad morze mija opisane wyżej okolice Pomorza Zachodniego nie wiedząc nawet co tracą. Dla nas wycieczka po tajemniczych „ziemiach odzyskanych” okazała się nie tylko wybornym pomysłem na aktywne spędzenie długiego majowego weekendu, ale także ciekawą lekcją historii.


Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /home/bikeboard/domains/bikeboard.pl/public_html/smarty/plugins/function.x_paginator.php on line 35

Dodano: 2009-06-06

Autor: Tekst i zdjęcia: Daniel Klawczyński

Reklama


Aktualny numer

Piszemy m.in.

    Piszemy m.in. o:
  • lekkie koła do maratonu
  • Road Tour 2019
  • Andy - Apu Wamani
  • testujemy: Fulle XC, Ghost Kato 3.9 AL, KTM X-Strada 20, Trek Madone SLR 9 Disc eTap,Merida Silex 200, Scott Ransom 920