
Projekt Tatry
Idea, jaką narzuciłem była dość spartańska. Bierzemy tyle, ile zmieści się w bidonach i kieszonkach koszulki. Zero plecaków, zero wspomagania z zewnątrz. Klasycznie. Nie najkrótszą drogą (225 km), ale za to najpiękniejszą i nie miał to być festiwal trudności, tylko miła wycieczka, dlatego musiała być podzielona na dwa etapy - dwa dni. Te założenia, czyli jeden nocleg i bagaż w kieszeni koszulki kolarskiej, tylko na pozór się wykluczają. Wystarczy zaplanować nocleg, w którym będzie na nas czekała pościel i ręczniki. Proste? Owszem, zwłaszcza gdy w okolicach Liptovstkego Mikulasza stoi domek kolegi. Wysłałem elektryzującego SMS-a: Misiu, daj mi klucze do chaty, bo będę nocował w weekend z dwoma laskami. Potrzebna pościel, bo dziewczyny nie biorą piżam. Nie wiem, jak on sobie to zinterpretował, ale kiedy odbierałem klucze, patrzył na mnie tak jakoś z podziwem.
Kiedy dojechaliśmy do kolejnego skrzyżowania, moja świetna mapa nadal śmiało pokazywała, że przez pola biegnie „biała” cyklocesta. Kiedy ją orientowałem, zapewniała fenomenalne widoki. Po prawej Zachodnie Tatry oświetlone ostatnimi promieniami słońca, po lewej Liptowska Mara.
Widziana pod słońce musiała błyszczeć jak diament. Oczy dziewczyn też błyszczały. Nie wiedziałem czy ze zmęczenia czy wściekłości. Mieliśmy ponad 120 km w górach za sobą i spodziewały się chyba czegoś innego niż chamskiej polnej szutrówki. Mówiąc szczerze, ja też. Ale wracać?
Cały opis naszej wycieczki znajdziecie w bikeBoard 11-12/2016. Możesz też kupić e-wydanie
Dodano: 2016-11-21
Autor: Tekst i zdjęcia: Miłosz Kędracki, współpraca: Paulina Opoka, Kasia Kędracka
Reklama