
Niby Nic... Val di Non
Gdzieś pomiędzy Doliną Słońca (Val di Sole) a Doliną Jezior (Val di Laghi) znajduje się Dolina Niczego (Val di Non). Zaborcze sąsiadki pozbawiły ją możliwości nazywania się jakkolwiek, bo co zostanie z Włoch jeżeli odejmiemy wodę i słońce? Góry! Ale przecież pierwszy człon – dolina – sam w sobie zakłada ich nieobecność. Jakby nie patrzeć, nazwa Val di Non sugeruje raczej ziejącą pustkami przestrzeń. Czy to nazwa spowodowała brak rozgłosu czy obecność Gardy – nie wiem. W Dolinie Niczego, chociaż spolszczona nazwa przywodzi na myśl niezbyt optymistycznego filozofa, można doświadczyć najprawdziwszego dolce vita. Słodszego niż gdziekolwiek indziej, bo bez milionów turystów, wszędobylskich kamperów i zgiełku, który za tym wszystkim idzie. A poza sezonem, który kończy się tam z końcem sierpnia, trudno spotkać kogokolwiek.
Val di Non nie jest typową alpejską doliną. Odróżnia się przede wszystkim szerokością i rozległością. W niektórych miejscach osiąga nawet 7 kilometrów. Idealne miejsce na budowę miasta, przemysłu lub fabryki. Nie we Włoszech. Niemal całą tę przestrzeń przeznaczono na uprawę jabłek. Sady pną się po zboczach, tworzą zielone korytarze wzdłuż niemal każdej ulicy, a to co przerywa ten cudnie monotonny krajobraz to kilkumetrowe stosy niebieskich koszy, do których później trafiają zbiory. Val di Non jest jednym z największych producentów tego grzesznego owocu na świecie. Ale czy jabłka mogą zaskoczyć albo zachwycić Polaka? Tego dobra ci u nas dostatek. Nie zapominajmy o włoskiej przewadze w dziedzinie górskich szlaków rowerowych (...)
Cały test znajdziecie w bikeBoard 3/2018 (gdzie kupić). Możesz też kupić e-wydanie.
Dodano: 2018-03-05
Autor: Tekst: Paulina Trofimiec, zdjęcia: Val di Non Tourism Board, Miłosz Kędracki, Paulina Trofimiec
Reklama