Jeśli jednak komuś marzy się prawdziwa przygoda i wyzwanie, nie powinien poprzestać na Egipcie, lecz przejechać poza Zwrotnik Raka i zmierzyć się z Afryką w Sudanie. Uwaga! To już nie przelewki. To nie jest miejsce dla każdego, a tylko dla prawdziwie zaprawionych w bojach globtroterów. W Asuanie - jak i my - zróbcie sobie przerwę, by pożegnać się z cywilizacją. Dalej drogi nie ma, granicę z Sudanem trzeba pokonać płynąc statkiem przez Jezioro Nasera. Jeszcze do niedawna asfaltowe szosy w Sudanie można było policzyć na palcach jednej ręki. Podróżowało się drogami bez asfaltu, częściowo kamienistymi, częściowo piaszczystymi przez okolicę prawie bezludną. To już jest prawdziwa, afrykańska pustynia - nie ma tu wiosek, nie ma też oaz, w których można by zaopatrzyć się w wodę. Spory jej zapas należy więc zabrać ze sobą, można też liczyć na pomoc ze strony przejeżdżających samochodów. Warunki atmosferyczne niezbyt przyjazne. Temperatury w Sudanie przez cały rok przekraczają 40 stopni, ale w zimie upał łagodzi mocny wiatr, który - niestety tak się zwykle składa - wieje prosto w twarz.
Ale już w Wadi Halfie spotkała nas miła niespodzianka - asfalt. Nasze obawy rozwiały się w mgnieniu oka. Okazało się, że niemal wszystkie duże miasta w Sudanie łączą znakomite drogi asfaltowe zbudowane w ciągu ostatnich dwóch lat. Tylko dzięki temu byliśmy w stanie przejechać przez ten ogromny kraj w ciągu 30 dni - tyle wynosi ważność wizy. Dziś już Sudan nie jest największym państwem Afryki, ale nadal ma powierzchnię jak pół Europy. Ten ogromny obszar zamieszkuje zaledwie 40 milionów ludzi. Resztę zajmuje pustynia, jedno z najbardziej nieprzyjaznych miejsc na Ziemi. Surowe warunki życia nauczyły mieszkańców Sudanu pomagać podróżującym, jesteśmy więc często gośćmi w ich domach, przy wielu okazjach obdarowują nas owocami, ciastkami, częstują herbatą lub kawą. A raz, przy okazji muzułmańskiego święta, dostaliśmy... ćwiartkę barana. Potrawka barania w sosie daktylowym ugotowana na ognisku pośród pustyni smakowała wybornie.
W Sudanie to właśnie ludzie i krajobrazy są największą atrakcją dla przyjeżdżających. Niewiele tu zabytków pozostawiły dawne kultury, pod tym względem znacznie ciekawsze są kraje sąsiednie - Egipt i Etiopia. Sudan po prostu leży między nimi i nie sposób go ominąć. W porównaniu z sąsiednimi krajami jest dość drogi. Ma jednak wiele zalet, przede wszystkim jest absolutnie bezpieczny - wiele razy zostawialiśmy rowery nie pilnowane, nigdy nic nam nie zginęło. Po drugie, jest jeszcze w wielu miejscach dziki i nieskażony masową turystyką, gdyż przez wiele lat był zamknięty dla odwiedzających z Zachodu i dopiero od niedawna trochę się na nich otwiera. Dzięki temu byliśmy tu traktowani jako goście, a nie jako dojne krowy i chodzące portfele z dolarami, jak ma to miejsce w innych państwach Afryki. Wszyscy chętnie zagadują przejeżdżających i chcą się wszystkiego dowiedzieć o nas i naszej podróży. Niestety z przyczyn lingwistycznych dyskusje są na ogół mocno utrudnione. Trasa naszej wyprawy przebiegała przez stosunkowo niewielką część Sudanu, a i tak, jadąc wzdłuż Nilu, zrobiliśmy 2000 km. Nie mieliśmy okazji poznać ani leżącej na południu - dziś niepodległej - chrześcijańskiej Juby, ani - na zachodzie - Darfuru i Kordofanu. Sytuacja w tych regionach, kojarzących się z konfliktami zbrojnymi, powoli się stabilizuje, ale nadal podróżowanie tam wymaga uzyskania dodatkowych pozwoleń, na pewno jednak musi być fascynujące.
Ogniwem spajającym oba kraje jest święty, odwieczny, tajemniczy i imponujący Nil. Widok rzeki towarzyszył nam przez siedem tygodni niemal codziennie. Wąski, zielony pas roślinności ciągnie się przez żółte piaski lub czerwone skały pustyni. Dla Egiptu i Sudanu rzeka jest darem niebios, ale także warunkiem istnienia. Przecina pustynną krainę, niosąc z gór Etiopii i Ugandy ogromne ilości wody, która wypełnia kanały i służy do nawadniania pól. Nie ma tu już dziś krokodyli, ale nie warto iść w ślady miejscowych dzieci i kąpać się w zamulonej wodzie, by nie ryzykować zakażenia bilharcją. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie, by nad szeroką i zadziwiająco wartką wodą rozbić namioty wśród palm i rozkoszować się śpiewem tysięcy ptaków, podziwiając skośne żagle feluk, którymi od tysięcy lat codziennie rano rybacy wypływają na połów. Dla takich chwil warto tu przyjechać.


Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /home/bikeboard/domains/bikeboard.pl/public_html/smarty/plugins/function.x_paginator.php on line 35

Dodano: 2011-10-28

Autor: Tekst i zdjęcia: Maciej Czapliński

Reklama


Aktualny numer

Piszemy m.in.

    Piszemy m.in. o:
  • lekkie koła do maratonu
  • Road Tour 2019
  • Andy - Apu Wamani
  • testujemy: Fulle XC, Ghost Kato 3.9 AL, KTM X-Strada 20, Trek Madone SLR 9 Disc eTap,Merida Silex 200, Scott Ransom 920