
Egipt i Sudan: Dolina Nilu

‑ Możesz sam pójść. Mówią po angielsku równie dobrze jak ty - odparłem.
‑ Co za pech, że nie udało nam się ich zgubić.
‑ A nawet była okazja, wtedy gdy podjechali na chwilę do przodu. Prysnęlibyśmy na pustynię i nie musielibyśmy się teraz z nimi użerać.
Każdego wieczoru w Egipcie ta historia powtarzała się z mniejszymi lub większymi modyfikacjami. Jeśli policjanci byli bardziej uparci, lądowaliśmy na pokrytym gruzem i stuletnim kurzem dziedzińcu przydrożnego posterunku. Jeśli akurat trafiliśmy na patrol z mniejszą siłą przebicia, kończyło się na tym, że to oni spali w samochodzie w pobliżu naszego obozowiska. Dla dobra obu stron postanowiliśmy więc policję gubić i gdy zbliżał się zmierzch, uciekać im na pustynię. Nie zawsze się to udawało, ale czasem los nam sprzyjał. Tak jak wtedy, gdy zjechaliśmy z asfaltu na taką boczną dróżkę, która w miarę oddalania się od zgiełkliwej szosy stawała się coraz węższa, ale też i przyjemniejsza. Jechaliśmy wśród wysokich łodyg trzciny cukrowej, oglądając miejsca i sceny, które zapewne niewiele zmieniły się od czasów faraonów.

‑ Zdaje się, że dostaliśmy szansę - uznaliśmy.

Trzeba więc przyznać, że policja miała z nami sporo problemów i niemało wrażeń. Ale takie zniechęcanie nie na wiele się zdawało - co rano kolejne patrole odnajdywały nas na drodze i nie spuszczały nas z oka. Oczywiście nie robili tego przez sympatię dla naszej grupy, lecz dlatego, że takie są wymogi bezpieczeństwa. Ten żyjący z turystyki kraj nie może sobie pozwolić, by odwiedzającym turystom przydarzyło się jakieś nieszczęście (a zdarzały się już takie przypadki). W gospodarce spowodowałoby to od razu niepowetowane szkody. W rezultacie, kto planuje podróżować rowerem przez Egipt, musi liczyć się z częstą obecnością samochodu policyjnego.
Dla sprawiedliwości trzeba przyznać, że niekiedy policja okazywała się pomocna - jak choćby przy odpędzaniu namolnych dzieci biegnących z dzikim wrzaskiem za naszymi rowerami.

Jedziemy cały czas wzdłuż Nilu. Bo niby jak inaczej? Rzeka jest kręgosłupem kraju - tu zbiegają się wszystkie drogi, tu żyją ludzie, a po obu jej stronach - tylko pustynia. Osiemdziesiąt milionów ludzi żyje na pasie długości półtora tysiąca km i szerokości kilku, najwyżej kilkunastu. Dużo? Ogromnie dużo! Co to oznacza dla rowerzysty? Przede wszystkim ogromny, koszmarny ruch uliczny. Na drodze można spotkać wszystko, co tylko jest w stanie się poruszać: osły, konie, wielbłądy, wózki, skutery i hałaśliwe tuk tuki... A już samochody to prawdziwy przegląd historii motoryzacji. Porusza się to wszystko chaotycznie, we wszystkich kierunkach. Jak tu przecisnąć się kruchym rowerkiem pomiędzy ogromnymi ciężarówkami? Na zewnętrznych obserwatorach ten ruch robi jak najgorsze wrażenie. Przed wyjazdem straszono nas egipskim ruchem ulicznym i nie wróżono bezpiecznego powrotu! A tymczasem nie dzieje się tu na drogach nic innego, niż w innych krajach pozaeuropejskich. Wystarczy się oswoić, przyzwyczaić, nawet polubić. Podstawowa zasada to mieć oczy


Strict Standards: Only variables should be passed by reference in /home/bikeboard/domains/bikeboard.pl/public_html/smarty/plugins/function.x_paginator.php on line 35
Dodano: 2011-10-28
Autor: Tekst i zdjęcia: Maciej Czapliński
Reklama