Islandia grubą oponą znaczona...
Asfaltowy początek
Wystartowałem z międzynarodowego lotniska w Keflaviku. Pierwsze zderzenie z silnym wiatrem oraz niższą niż w Polsce temperaturą nieco zaparło mi dech w piersi. „Nie będzie lekko” – pomyślałem już wtedy. Wskoczyłem na rower i niespiesznie ruszyłem do krajówki nr 1. Mijając bokiem stolicę wyspy – Reykjavik, zatrzymałem się przy supermarkecie, by zrobić drobne zakupy spożywcze. Nie potrzebowałem dużo, ponieważ większość zapasów (prawie 15 kg jedzenia) przywiozłem ze sobą z Polski. Kolejnym przystankiem była stacja benzynowa, gdzie zaopatrzyłem się w paliwo do mojej kuchenki i skręciłem w drogę nr 26, kierując się tym samym prosto pod wiatr. Krajobraz zmienił się drastycznie. Zaczęła się osławiona pustka Islandii. W ruch poszedł aparat. Mijałem jedynie pojedyncze, prywatne zabudowania. Tempo z powodu przeciwnego, silnego wiatru spadło znacząco. Jechałem w zasadzie na najniższym przełożeniu i walczyłem, by w ogóle jechać prosto, a każdy silniejszy podmuch wiatru spychał mnie to na pobocze, to do środka jezdni. Droga w pewnym momencie zmieniła się w ubity szuter. Ucieszyło mnie to, ponieważ szkoda było mi zdzierać moje mięsiste opony na asfalcie. Miejsce na pierwszy nocleg znalazłem jeszcze nieośnieżone - grube, zimowe śledzie mogłem wbić w grunt butem. Drugiego wieczoru szpilki osadzałem już w zmarznięty śnieg przy pomocy kamienia. Najgorzej było jednak odzyskać je kolejnego dnia rano. Niezbędne okazały się kombinerki.
Rezygnacja na przeciwbólowych
Od trzech dni walczę z zalegającym śniegiem na “dwudziestce szóstce”. Jestem w stanie pokonać 20 – 25 km dziennie, głównie pchając załadowany rower ważący około 60 kg. Do tego dziś,zjeżdżając z niewielkiego pagórka w okolicach Stóraverslón, zrzucił mnie z roweru silny podmuch bocznego wiatru. Przednie koło ślizgnęło się na lodzie, a impet całego upadku przyjęło na siebie prawe kolano. Uderzając o lód, przeciąłem skórę na stawie tak głęboko, że odchylając ją mogłem zobaczyć rzepkę. Nie pozostało nic innego, jak (...)
Cały tekst znajdziecie w bikeBoard 1-2/2016
Możesz też kupić e-wydanie
Dodano: 2016-01-08
Autor: Tekst i zdjęcia: Rafał Buczek
Reklama